"Pan Samochodzik i zagadki Fromborka" - recenzja



'Zagadki Fromborka', Pojezierze, 1982 r.         Następnego dnia po powrocie z Francji, w której pobyt opisany został w "Fantomasie", Tomasz zjawia się w biurze, aby zabrać się do rozwiązywania zagadek Fromborka. Czytał już o nich we francuskiej prasie i ostrzył sobie zęby na nowe pasjonujące przygody. Niestety, dyrektor Marczak ma zupełnie inne plany - do Fromborka pojechał już mgr Pietruszka, natomiast na Tomasza czeka sprawa starych monet. Niemal jednocześnie kilka starych numizmatów zostało bowiem wystawionych do sprzedaży, co obudziło czujność pracowników Departamentu. Skąd nagle pojawiły się na rynku tak rzadkie okazy jak denar Mieszka I, czy denar upamiętniający zjazd gnieźnieński w roku tysięcznym, znany do tej pory w jednym, jedynym egzemplarzu?
        Tomasz obserwuje kustosza łódzkiego muzeum, zamierzającego kupić kolejną monetę i trafia w ten sposób na ślad prowadzący do... Fromborka. Podróżując do tego miasta w towarzystwie iluzjonisty i jego menażerii, postanawia odwiedzić Babie Lato - starą znajomą z "Uroczyska". I wtedy, w samotnym wąwozie, trafia na pierwszą z wielu tajemnic, jakie przyjdzie mu rozwiązać.
        Z pomocą przyjaciół stara się następnie odnaleźć trop zagadki, współzawodnicząc ze znanym już z "Niesamowitego dworu" przestępcą-gentlemanem, Waldemarem Baturą...

„Można sobie wyobrazić świat bez Napoleona. Ale czym byłby świat bez Kopernika?”

        Po takiej deklaracji, wygłoszonej przez głównego bohatera, nie jest czymś dziwnym, że sporo miejsca w książce poświęcone zostało największemu polskiemu astronomowi. Rzecz niejako naturalna, skoro miejscem akcji jest gród, w którym prowadził on swoje badania i gdzie dokonał wiekopomnego odkrycia. Takiej okazji do opisania kolejnych wątków historycznych Nienacki nie mógł zmarnować i oczywiście nie zmarnował. Zagadki Fromborka, to zatem nie tylko i nawet nie przede wszystkim skrytki płk Koeniga, ale wiele spraw związanych z przeszłością miasta, z życiem Mikołajem Kopernikiem i jego odkryciami astronomicznymi.
        Najcenniejsze i najbardziej godne uwagi w książce jest przede wszystkim to, co wyróżnia "Samochodziki" z wielu innych książek tego gatunku, czyli przygodowych historii dla nastolatków - nienatrętne i niezwykle ciekawe przekazywanie wiedzy na temat związany, choćby pośrednio, z akcją powieści. Tutaj jest to więc najpierw wspaniała opowieść o średniowiecznych monetach. Jakże sugestywnie umie Autor wyrazić swoje zdanie o ich wartości jako skarbów kultury narodowej: „Skarby narodowe. Pod tym określeniem każdy wyobraża sobie ogromne sale muzealne czy wielkie wawelskie komnaty obwieszone arrasami, obrazami dawnych mistrzów, klejnoty koronne, broń, wspaniałe meble (...) Ale skarby narodowe, których pochodzenie miałem wyjaśnić, mogło skryć w swej dłoni... niemowlę. Ich opis i fotografie znaleźć można w wielu książkach i podręcznikach. Nie znajdziecie ich jednak w żadnym cenniku. One bowiem nie mają ceny.” Czytamy więc o znanych numizmatach pochodzących z pierwszych lat istnienia państwa polskiego, o tym, że odnajdywanie ich i tym samym ocalenie od zapomnienia, czy wręcz zniszczenia jest niemal zawsze sprawą niesamowitego przypadku.
        Ale to wszystko to dopiero wstęp. Ponieważ tym razem Tomasz przebywa we Fromborku, mamy więc sporo informacji zarówno o historii regionu Warmii i Mazur, samego miasta, jak i o jego słynnym na cały świat mieszkańcu. Przy czym opowiadania Tomasza o trwających poszukiwaniach grobu Kopernika, a także miejsca, w którym mieściło się jego obserwatorium, i w którym dokonał swego wielkiego odkrycia, czyta się jak najlepszą powieść przygodową, a badania uczonych można potraktować jak rozwiązywanie pasjonujących zagadek. Zgodne jest to z opinią Autora zamieszczoną na kartach powieści: „Jakże bowiem mylą się ci, którzy wyobrażają sobie naukę jako coś nudnego, pozbawionego romantyzmu. Nie tylko w dalekich pampasach, w dżunglach Afryki czy w Górach Skalistych, ale również w ogromnej gęstwinie wiedzy ludzkiej znaleźć można najwspanialszą, najbardziej dramatyczną przygodę. Uczeni przypominają mi detektywów, tylko często terenem ich działania są półki bibliotek i archiwów.” Z pewnością nie każdy pisarz potrafi zainteresować tymi rzeczami młodego czytelnika. Nienacki potrafi!
        Zdaję sobie sprawę, że to nie pierwsza już recenzja, w której zwracam uwagę na tą właśnie właściwość serii książek, ale też to właśnie jest bardzo cenne w Samochodzikach autorstwa Nienackiego - czytając je można niepostrzeżenie, a często nawet z ogromnym zainteresowaniem i uwagą, chłonąć wiedzę, którą zwykłym trybem nabywałoby się w szkole, co na pewno nie jest ani tak ciekawe, ani bezproblemowe. Informacje wyczytane tutaj nie są oczywiście tak pełne i encyklopedyczne, jak podręcznikowe, lecz nie mają one za zadanie wyedukować w pełni, a jedynie rozbudzić ciekawość tematu i chęć poszukania jego rozwinięcia i uzupełnienia. To się udaje wyśmienicie, o czym wiem nie tylko z autopsji, lecz z licznych wypowiedzi czytelników tych książek.
        Kolejna rzecz, którą cenię, to wspaniałe scenki humorystyczne, w rodzaju dialogu w drodze do Fromborka, kiedy to Cagliostro, będący tutaj czołową komiczną postacią, wziął Kopernika za hippisa, ponieważ Tomasz opisał go jako długowłosego faceta, trzymającego w ręku konwalie. Nawet bezczelność i tupet mistrza czarnej i białej magii, kiedy nie dając żadnych gwarancji na rewanż początkowo pozostaje de facto na utrzymaniu Samochodzika, nie pozbawione są jednocześnie mocnej żartobliwej nutki. Pewnego rodzaju ekwilibrystyką słowną jest obszerne wyjaśnienie historii zamiany rubinów, czyli trzyzdaniowy akapit zbudowany głównie ze słów „fałszywe” i „prawdziwe”. Trochę znudziły mnie natomiast powtarzające się kuglarskie popisy Cagliostra, który co i rusz wyciągał z cudzych kieszeni to jednego, to drugiego przedstawiciela swojego zwierzyńca. Ale i Samochodzik miał też podobne odczucia, co zresztą wreszcie głośno wyraził...
        Nie zabrakło również wspaniałego pościgu za uciekającymi złoczyńcami - wehikuł jak zwykle pokazał całą swoją klasę, tym piękniej, że dopiero co naraziwszy swojego właściciela na sporą porcję kpin i szyderstw. Zarówno pierwsza, jak i druga rzecz, to akurat stały motyw wszystkich części serii (wszystkich, oprócz "Człowieka z UFO"), jednak tu wspaniałe osiągi cudownego pojazdu pokazane zostały najdobitniej - wreszcie wehikuł miał okazję ścigać się na prawdziwej autostradzie. Szkoda tylko, że pozostał on wciąż pojazdem lądowo-słodkowodnym, nie znalazł bowiem Nienacki pomysłu na wykorzystanie jego możliwości jako amfibii, mimo bliskości Zalewu Wiślanego.
        Jak zawsze towarzyszą Samochodzikowi młodzi bohaterowie, tym razem ponownie harcerze, a jednym z nich jest poznany nad Jeziorakiem Baśka, zresztą on to właśnie jest niejako sprawcą wyciągnięcia sprawy schowków płk Koeniga na światło dzienne. Jak zawsze też Tomasz z początku pozostaje w tyle za konkurentami, potem dopiero w miarę rozwoju sytuacji zaczyna zdobywać przewagę. Tym razem jednak nie cała zasługa leży po jego stronie, z pomocą przychodzi pani naukowiec z Politechniki testująca nowe wynalazki. I jeśli mam być szczery, to użycie jednego z tych wynalazków - niestety akurat tego najważniejszego, czyli tzw. "Asa" - wydaje mi się nieco naciągane. Wolałem już, jeśli zamiast dysponowania takimi nadzwyczajnymi środkami, Samochodzik wygrywał choćby dzięki znalezieniu się w odpowiedniej chwili i w odpowiednim miejscu i podsłuchaniu akurat tego jednego, najważniejszego, decydującego fragmentu rozmowy rywali - tak jak np. w "Wyspie Złoczyńców". Cóż jednak - czego to się nie robi dla efektu. A właśnie wykorzystanie "Asa" do spłatania psikusa Baturze jest nadzwyczaj efektowne. Dlatego w sumie można to chyba Nienackiemu wybaczyć.
        Po raz pierwszy pojawia się inny oprócz dyrektora Marczaka pracownik Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków. Widocznie jednak mgr Pietruszka, który pracował tam od niedawna, nie sprawdził się w roli detektywa tak dobrze, jak Pan Samochodzik, gdyż pierwszy jego występ był zarazem ostatnim, nigdy już nie pojawił się żadnej innej części przygód. Zapewne zmienił pracę i zajął się obrazami flamandzkich mistrzów - przyjąłem to nawet z zadowoleniem, bo mimo, że był on raczej postacią z gatunku lekko groteskowych, to z powodu kilku innych cech charakteru zupełnie nie wzbudził on mojej sympatii. Myślę, że dyrektor Marczak miał podobne odczucia, gdyż kolejnego podwładnego przyjął do pracy dopiero po kilku latach, kiedy szykowała się rozprawa z Niewidzialnymi.
        Mamy za to ponowną rywalizację Samochodzika z Waldemarem Baturą. Pierwsza konfrontacja nastąpiła we dworze w Janówce, teraz mamy starcie drugie. We Fromborku nie ma on jednak okazji popisać się swoim podobno niebywałym sprytem, odniesione sukcesy zawdzięcza nie inteligencji, a raczej tylko szpiegostwu i zwykłemu wykradaniu informacji. Mimo to Batura wyrasta powoli na głównego przeciwnika i zostanie to jasno potwierdzone w przyszłości, gdzie rzeczywiście będziemy mieli okazję podziwiać doskonałość jego intrygi.
        Co mi się natomiast zdecydowanie nie podoba, to pozbawianie książki choćby niewielkiej oprawy graficznej (dzieje się tak np. w wydaniu Warmii), przede wszystkim uważam za wielki błąd brak rysunku notatek płk Koeniga w liście od Baśki, co pozbawia czytelnika jakiejkolwiek możliwości samodzielnego rozwiązywania tajemnicy skrytek, oraz brak rysunku krzyża z zagadki zadanej dyrektorowi Marczakowi. Nawet książka z założenia nie zawierająca ilustracji powinna mieć bezwarunkowo przynajmniej naszkicowane te dwie rzeczy.


2004 © http://www.nienacki.art.pl

Masz uwagi? Napisz
Hosting: www.castlesofpoland.com
Autor: Piotrek Szymczak.
1998.08.20 - 2008.08.20