Piotrek Szymczak: Śladami Pana Samochodzika do Karnit i Ostródy


        Noc po wieczornicy upamiętniającej dziesiątą rocznicę śmierci Zbigniewa Nienackiego spędziliśmy w dawnym domu Pisarza. We trzech - Marek, Mariusz i ja - wykorzystaliśmy okazję, przeglądając przez kilka godzin stos artykułów prasowych zebranych przez Alę Janeczek.
        W sobotni ranek zdecydowaliśmy się odwiedzić kilka miejsc opisanych w "Samochodzikach". Mieliśmy do wyboru trasę po zachodniej lub po wschodniej stronie Jezioraka i ostatecznie wybraliśmy ten drugi wariant.
        W Borecznie chcieliśmy obejrzeć to, czym w "Złotej rękawicy" zachwycał się Tomasz: „umieszczoną w stropie barokową polichromię złożoną z wielofigurowych scen, ujętych w bogate obramowania geometryczne” przedstawiającą „sąd ostateczny, Adama i Ewę, cztery popiersia ewangelistów, wniebowstąpienie, dwunastu apostołów, (...) ołtarz (...) wykonany w siedemnastym wieku w pracowni Gellerta, z plastyczną płaskorzeźbą przedstawiającą ukrzyżowanie, a nieco wyżej zmartwychwstanie.” A najbardziej oczywiście interesowała nas „płyta nagrobna Hansa von Schöneich (...) przedstawiająca rycerza w zbroi”. Jednak kościół znów zastaliśmy zamknięty, na plebanii poinformowano mnie, że jedynie proboszcz może udostępnić klucz, a nie mogliśmy czekać na niego dwie godziny. Musieliśmy zadowolić się widokiem wnętrza przez kratę w drzwiach, podobnie jak na zeszłorocznym zlocie.
        W Karnitach przespacerowaliśmy się dookoła pałacu, cały czas zastanawiając się, które okna mogły należeć do pokoju Diany Denver i po którym gzymsie spacerował Tomasz. I podobnie jak w zeszłym roku stwierdziliśmy, że to fantazja Pisarza, gdyż panna DD wyraźnie powiedziała: „Mieszkam w lewej wieży na drugim piętrze”, tymczasem wieże nie mają gzymsów między oknami. Przeszliśmy się również po parku. Zgodnie z opisem w "Złotej rękawicy" „Teren był tu pofalowany (...). Między pagórkami przebiegał głęboki wąwóz.” Szliśmy „starą drogą od pałacu, pośród wiekowych drzew”, rozmyślając, o Hansie von Schöneich, którego „zwłoki i zbroja (...) już od dawna zetlały w którymś ze zrównanych z ziemią grobowców na górze parkowej koło pałacu w Karnitach”, czyli właśnie tu...

Zamek w Karnitach (ok. 88 kB)
Zamek w Karnitach (ok. 82 kB)

        Przed odjazdem postanowiliśmy zrobić pamiątkowe zdjęcie. Najpierw Marek przez kilka minut ustawiał nas na tle pałacu, co i raz spoglądając przez wizjer aparatu stojącego na pieńku ściętego drzewa, potem włączył samowyzwalacz i szybko do nas podbiegł. Niestety lampa nie błysnęła... Kolejna próba i... znów nic. I jeszcze jedna... Wreszcie postanowił nam pomóc niemiecki turysta przechodzący alejką. Stanęliśmy we trzech, on podniósł aparat do oka... i znów nic! Marek zaklął cicho pod nosem i doszedł do wniosku, że najwyraźniej zamiast kliszy trzydziestosześcio- włożył tylko dwudziestoczteroklatkową. Na szczęście Mariusz miał jeszcze ostatnie niewykorzystane miejsce na swojej kliszy.
        I wreszcie dłuższy postój w Ostródzie. Zjawiliśmy się pod dworcem pięć minut przed odjazdem pociągu do Wrocławia, więc Mariusz nie mając wyboru szybkim krokiem ruszył na peron. My zaś, we dwóch, zdecydowaliśmy zwiedzić miasteczko. Po krótkim błądzeniu zostawiliśmy samochody na parkingu nieopodal krzyżackiego zamku. Zwiedziliśmy go oczywiście, dłuższą chwilę rozmawiając ze strażnikiem, który niezwykle ciekawie opowiadał o przeszłości Ostródy, zarówno tej dawnej, jak i najnowszej: wojennej i z lat PRL-u. Weszliśmy też do pubu urządzonego w starych XIV-wiecznych piwnicach, gdzie obejrzeliśmy studnię jakby żywcem wyjętą z "Templariuszy". Po wyjściu z zamku uwagę naszą zwróciła oczywiście „sylwetka kościoła, charakterystycznego dla Ostródy”, która, jak pamiętałem z "Niewidzialnych", góruje nad miastem, i którą już nie raz przejeżdżając "siódemką" oglądałem z oddali.
        A na koniec poszliśmy, na tzw. „polską górkę”, czyli stary cmentarz. Właściwie ciężko to nazwać cmentarzem, szliśmy pod górę jedyną, zrujnowaną całkiem alejką, wiodącą wśród drzew i krzewów, spomiędzy których co jakiś czas ledwo można dostrzec jamy w ziemi i bloki gruzu, stanowiące jedyną pozostałość po zapadniętych grobowcach. Na szczycie dotarliśmy do zagubionego wśród chaszczy i wądołów grobu Gizewiusza „na którym leżał pomnik w kształcie otwartej księgi. Na nagrobku napisano: »Tu spoczywa Gustaw Gizewiusz. 21.V.1810-7.V.1848. Bojownikowi o polskość i ludowładztwo na Mazurach. W setną rocznicę Wiosny Ludów - Rodacy.«”. Nieopodal przebiega kilka ścieżek stanowiących widocznie dla mieszkańców wygodny skrót, wala się też mnóstwo papierzysk i innych śmieci. Również i tu dotarł w "Niewidzialnych" Pan Samochodzik, opis grobu zgadza się z tym z powieści, jednak nie ma tam ani słowa na temat otoczenia, które krótko mówiąc sprawia przygnębiające wrażenie.
        Po tym długim spacerze zaszliśmy na obiad nad Jezioro Drwęckie - co prawda nie do restauracji, w której Tomasz spotkał się z Winnetou, ale tuż obok do małej włoskiej knajpki. Posilając się podziwialiśmy piękny widok na akwen wodny, gdzie Tomasz przeżył kilka fascynujących przygód, takich jak bójka z gangsterami usiłującymi porwać Dianę Denver.
        Spaghetti, kawa, dłuższy odpoczynek i... pozostało już tylko wsiąść w samochody i wracać do domu...


2004 © http://www.nienacki.art.pl

Masz uwagi? Napisz
Hosting: www.castlesofpoland.com
Autor: Piotrek Szymczak.
2004.10.03