III Zlot Nienackofanów - Jerzwałd 2004


        Jako krótkie wprowadzenie powiem, że tegoroczny zlot odbywał się jakby partiami, gdyż nie została zachowana ani jedność czasu, ani jedność miejsca. Zakwaterowaliśmy się pod dwoma różnymi adresami, przybywaliśmy również indywidualnie o różnych porach i tak samo wyjeżdżaliśmy. Nie było więc tym razem nikogo, kto uczestniczyłby we wszystkich wydarzeniach, z tego powodu relacja przedstawiona poniżej pochodzi od kilku uczestników, którzy opisali to, co dane im było przeżyć podczas tych trzech dni.

        Dodam też, że szczególnie zadowolony jestem z faktu, iż w tym roku frekwencja naprawdę dopisała, bo chociaż jak wspomniałem skład nieustannie się zmieniał, to sam fakt uczestnictwa w zlocie jest niezaprzeczalny.
        Ostateczna lista obecności wygląda więc następująco (w kolejności meldowania się ;-):

  1. Andrzej.
  2. Jędrzej.
  3. Hubert.
  4. Piotrek.
  5. Mariusz.
  6. Jacek + "Lusia", czyli córka.
  7. Bielinek + "Pani Księżyc" + Tomek.
  8. Marek + Krzysiek, czyli brat.
  9. Adam + Edyta, czyli przyszła żona.
  10. Michał.

        Czyli razem piętnaście osób.


Zlot według Piotrka

Bogusław Godycki, właściciel domu (ok. 42 kB) Widok, jak z horroru (ok. 85 kB) Dom Poranek był chmurny (ok. 70 kB)         Podobnie jak w zeszłym roku wyjechałem z Warszawy wczesnym popołudniem, nieco szybciej skończywszy dzień pracy. Od rana odebrałem już kilka telefonów, dzwonili do mnie i Jędrzej, i Andrzej. Wiedziałem więc, że są już na miejscu i tym ciężej było mi wysiedzieć w biurze. Szczególnie po telefonie Andrzeja, który około dziesiątej zawiadomił mnie, że stoi na podwórku u pana Godyckiego. I dodatkowo jeszcze w czasie tej rozmowy usłyszałem z dala głos Jędrzeja, który właśnie w tej chwili nadjechał. Dlatego chciałem jak najszybciej wyrwać się z biura i jechać, jechać!
        Właśnie z tego powodu spotkałem się z Mariuszem półtorej godziny wcześniej niż pierwotnie planowaliśmy. Początkowo miał co prawda jechać też z nami i Andrzej Rutkowski, i Mariusz Reyman, ale ostatecznie zamiary ich obu pokrzyżowała praca... Trudno.

        Po naprawdę króciutkim namyśle zdecydowaliśmy się odwiedzić po drodze kilka miejsc znanych z lektur. Pierwszy postój wypadł nam więc w Iławie przed katedrą. Weszliśmy do kościoła, w którym - jak doskonale pamiętaliśmy - miała się znajdować krypta grobowa, z blaszaną trumną niemieckiego rycerza i z jego złotą rękawicą. Kościół jest duży, ale wciśnięty między drzewa i zabudowania, nie robi takiego wrażenia, jakie z racji swej wielkości powinien.
Tu Samochodzik czekał na załogę (ok. 58 kB) Na Wielką Żuławę Bajeczka chciała dopłynąć motorówką (ok. 55 kB)         Następnie zrobiliśmy krótki spacerek nad jezioro, aby obejrzeć pomost, przy którym w "Złotej rękawicy" Tomasz cumował jacht czekając na przybycie załogi i przy którym po raz pierwszy spotkał Bajeczkę.
        Mariusz zrobił tam kilka zdjęć dokumentalnych, popatrzyliśmy chwilkę na żaglówki, pomarzyliśmy jak byłoby uroczo zorganizować podobny rejs i po powrocie do samochodu ruszyliśmy w stronę Jerzwałdu.

Zatrzymaliśmy się przed zwodzonym mostem (ok. 52 kB) Wjazd do zamku (ok. 54 kB)         Po wyjeździe z miasta, zgodnie z uprzednim planem nie pojechaliśmy jednak jeszcze na miejsce zlotu, lecz po drodze zahaczyliśmy o zamek w Szymbarku - czyli domniemane ruiny o które w "Winnetou" toczył się spór między Tomaszem a Purtakiem. Wjechałem na arkadowy most, który powstał w miejscu dawnego zwodzonego. Obeszliśmy zamek dookoła i muszę powiedzieć, że ta ogromna budowla z czerwonej cegły, zionąca widocznymi na znacznej wysokości pustymi oczodołami okien, zrobiła na mnie imponujące wrażenie. W każdym narożniku i pośrodku dłuższych odcinków muru wznoszą się potężne baszty, a każda z nich rzeczywiście jest innego kształtu.
Mury zamku w Szymbarku (ok. 66 kB) Każda wieża wygląda inaczej (ok. 71 kB) Każda wieża wygląda inaczej (ok. 50 kB) Zainteresowała mnie historia zamku (ok. 76 kB)         Zamek jest niedostępny dla zwiedzających, gdyż podobno trafił ostatnio w prywatne ręce. W czasie jazdy nie zauważyłem jakiejkolwiek tablicy informacyjnej, czy drogowskazu, nawet bezpośrednio przed skrętem z szosy do Susza. A przecież nawet jeśli jego ruin nie można zwiedzać, to sam widok ich bryły na tle nieba i okolicznych drzew robi niesamowite wrażenie i już z tego powodu warto tam pojechać. Na razie ciągle są one zaniedbane, chociaż widać już ślady świeżych robót murarskich, zabetonowane zostały na przykład niżej położone otwory, co uniemożliwia wejście do środka. Przez dziury w murze widać potężne drzewa rosnące na wewnętrznym dziedzińcu, który - jak przeczytaliśmy na tablicy informacyjnej z lewej strony mostu - znajduje się 8-9 metrów powyżej poziomu podzamcza.
        Z tyłu znajduje się rozległa łąka, a na jej środku czarny krąg i walające się nadpalone polana - wyobrażam sobie, że musi być niezłą frajdą zrobić sobie ognisko w takim miejscu i oglądać te mury oświetlone skaczącymi odblaskami płomieni, na tle ciemniejącego nieba, a potem w nocy oświetlone bladym światłem księżyca, odcinające się wyraźnie od rozgwieżdżonej czerni.

Grób Pisarza (ok. 73 kB)
Na cmentarzu (ok. 86 kB)

Wreszcie znaleźliśmy się na miejscu (ok. 75 kB)         W końcu ruszyliśmy w stronę Jerzwałdu, bo pora robiła się późnawa. Dojechaliśmy na miejsce około dziewiętnastej, czyli niemal po pięciu godzinach podróży, co prawda z długimi postojami. Wjeżdżając na podwórko państwa Dulów szybko policzyłem stojące tam samochody i ucieszyłem się, że zgromadzenie będzie liczniejsze niż w zeszłym roku. Niestety okazało się, że ze zlotowiczów są tylko Andrzej i Hubert, a Jędrzej po króciutkim pobycie w Jerzwałdzie wrócił do Gdyni na firmowa imprezę. Byliśmy więc we czterech. Posiedzieliśmy chwilkę, rozpaliliśmy grilla - przy czym dla Huberta miał to być już trzeci grillowany posiłek tego dnia. Po tym niby-podwieczorku, niby-kolacji poszliśmy na krótki spacerek na cmentarz.
 Wracając spotkaliśmy Jacka z córką (ok. 70 kB)         W drodze powrotnej spotkaliśmy Jacka wraz z córką "Lusią". Jak nam powiedzieli - obozowali oni w większym towarzystwie na bindudze na przeciwległym brzegu Jeziora Płaskiego. Nawiasem mówiąc, dopiero po przyjeździe do domu skojarzyłem, że i Tomasz w tym samym miejscu rozbił kiedyś swój namiot... Działo się to w "Niewidzialnych", kiedy śledził on mieszkających u Wągrowskiego gangsterów.
Młyn (ok. 36 kB)         Siedzieliśmy potem wokół stołu, rozmawiając na przeróżne tematy, jednak najczęściej powracającym motywem były cytaty z filmów, przede wszystkim Barei, ale również z innych komedii, głównie polskich, choć nie tylko. Wieczór upłynął zatem bardzo wesoło, wytrzymaliśmy tak do drugiej w nocy. Hubert miał nawet zamiar obejrzeć wschód słońca, jednak w pewnej chwili, gdy było już całkiem blisko celu, zabrakło nam determinacji.
        Ustalaliśmy też przy okazji projekt znaczka-naklejki dla członków fanklubu. Pomysł wyszedł od Huberta, na co Andrzej szukając pomysłów wyciągnął z bagażnika jednego "Samochodzika", a krótki rzut oka na zawartość kufra pokazał, że wozi tam całą ich serię. Była to po prostu sporych rozmiarów przenośna biblioteczka.
        Aha - jeszcze zanim się ściemniło rzeczywiście zajrzał na chwilkę Jacek z córką, Lucyną (Panią Księżyc), Bielinkiem i Tomkiem. Umówiliśmy się na odwiedziny u pana Godyckiego w sobotnie przedpołudnie.

Szosa proadząca przez wieś (ok. 62 kB)
Właścicieli nie zastaliśmy (ok. 68 kB)

Wiejski sklepik, jakby żywcem wyjęty ze 'Skiroławek' (ok. 75 kB)         Ranek oczywiście zaczął się od kawy, w sklepiku kupiliśmy coś na ząb, a potem ruszyliśmy na spacer wzdłuż brzegu jeziora, tą sama ścieżką, którą ja przeszedłem już rok wcześniej. Tam też odnalazł nas Jędrzej. Andrzej szukał rybaczówki, w której mieszkał goszcząc w Jerzwałdzie w 1996 roku.
        W końcu wybraliśmy się do domu Pisarza. Obecnego właściciela akurat nie było, uruchomiony został więc plan awaryjny. Przewidywał on wypad do Kamieńca i ewentualnie do Boreczna i Karnit. Ruszyliśmy całą kawalkadą pięciu samochodów, szosą wiodącą do Starego Dzierzgonia. Jest to wąska, kamienista droga prowadząca przez gęsty las. Posuwaliśmy się ze sporą prędkością, nic więc dziwnego, że Bielinek, który miał w samochodzie czwórkę pasażerów zawadził w pewnej chwili o wystający kamień, co skończyło się awarią miski olejowej i koniecznością odholowania go do warsztatu.
        Ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero dużo później, a tymczasem droga doprowadziła nas do wioski Bądze, skąd skręciliśmy na Kamieniec. Wjeżdżając do Bądzy zaintonowałem razem z Mariuszem znaną i popularną pieśń polskich Niewidzialnych: „Szła dzieweczka do laseczka”.
        Ruiny kamienieckiego pałacu zrobiły na nas wszystkich ogromne wrażenie. Właśnie - są to wprost imponujące, ale wciąż tylko ruiny. Budowla w kształcie litery „U” zachwyca swym ogromem, i jest całkiem godna tego, by jak opisuje to Nienacki w Niewidzialnych, przez kilka tygodni pełnić rolę serca Europy, stolicy cesarstwa, z której Napoleon władał swoim imperium.
Kamieniec - wyjście do parku (ok. 81 kB) Kamieniec - ruiny pałacu (ok. 48 kB) Tu była kiedyś stolica Imperium (ok. 56 kB)         Teren jest co prawda zagrodzony, ale skoro tylko wyszukaliśmy dziurę w siatce, natychmiast zdecydowaliśmy się na „włamanie”, żeby podejść bliżej. W miarę zbliżania nad głowami rosły potężne ściany z czerwonej cegły, sterczące na wysokość dobrych kilku metrów kikuty, trzymające się tylko własnym ciężarem, bo nie ma tam już ani dachu, ani praktycznie żadnych stropów. Nad głównym wejściem znajduje się ogromne bocianie gniazdo i akurat podczas naszej wizyty jego dwoje mieszkańców powróciło z wycieczki. Mogliśmy więc przyjrzeć im się dokładnie i wysłuchać nawet koncertu klekotania na dwa glosy.
        Przyszło mi wtedy do głowy, że nic nie wyszło z dawanych Monice zapewnień Tomasza, że „może już za kilka lat pałacowi temu zostanie przywrócony dawny wygląd.” Pewnie dlatego, że dyrektorowi Marczakowi nie udało się znaleźć instytucji, „która przejęłaby na siebie zobowiązanie utrzymania tego pałacu”. Może jego słowo nie było jednak w ministerstwie w tak wielkim poważaniu, a może przeszedł wkrótce na emeryturę, zaś jego następca miał już inne, ważniejsze projekty?

        Kolejne wydarzenia tego ranka nie nastrajały optymistycznie. Po pierwsze dowiedzieliśmy się właśnie o wspomnianej wyżej awarii bielinkowego volkswagena. Po drugie okazało się, że na skutek drobnego nieporozumienia nie będziemy mogli się dziś spotkać z panem Godyckim. Nieporozumienie drobne, ale całkiem zepsuło nam humory, bo odwiedzenie domu Pisarza miało być jak zwykle punktem kulminacyjnym zlotu, szczególnie dla Marka i Adama, którzy przyjechali właśnie w tej chwili, a którzy jeszcze nigdy tam nie byli. Cóż... trudno...
Spotkaliśmy się z Alą Janeczek (ok. 74 kB)         Nie pozostało nic innego, jak zabrać się z powrotem do kwatery głównej u państwa Dulów, gdzie dostaliśmy wiadomość, że na szczęście autko Bielinka da się naprawić niemal od ręki. Mając do wyboru jazdę do Karnit, albo do Iławy, zdecydowaliśmy się na to ostatnie, aby spróbować odszukać panią Alicję Janeczek. Starczy chyba powiedzieć, że nam się udało. Aczkolwiek całkowicie zaskoczona naszą wizytą, zaprosiła nas serdecznie do siebie. Rozmowa nie trwała zbyt długo, gdyż zdawaliśmy sobie sprawę, że niespodziewane najście może być dla niej sporym kłopotem. Chodziło nam raczej o nawiązanie kontaktu, umówiliśmy się więc, że telefonicznie ustalimy termin następnego spotkania, które będzie się mogło odbyć w bardziej komfortowych warunkach i w liczniejszym gronie.
        W międzyczasie zaczęła się dość gwałtowna ulewa, wstąpiliśmy zatem do pobliskiej restauracji, aby po pierwsze zjeść coś, bo pora była już obiadowa, a po drugie, aby podsumować dotychczasowe wydarzenia i zastanowić się: co dalej. W wyniku tej narady Andrzej, Marek i Adam z towarzystwem wrócili więc do Jerzwałdu, Mariusz i ja zaś, zgodnie z wcześniejszymi planami, wyruszyliśmy w drogę powrotną.
        Jeszcze w Iławie, tuż przed naszym rozstaniem, odebrałem telefon od Michała, który akurat dojechał do Jerzwałdu i właśnie starał się nas tam odnaleźć.
        I to tyle z mojej strony. Przebieg kolejnych wydarzeń najlepiej zrelacjonuje ktoś, kto brał w nich czynny udział. Od siebie dodam tylko, że dalsza opowieść mogłaby się zacząć słowami z "Niewidzialnych": „Biwak (...) zorganizowaliśmy na małej polanie nad Jeziorem Płaskim. Było to miejsce do tego celu specjalnie przeznaczone (...). Polanę otaczał las mieszany, brzeg jeziora był zarośnięty i mulisty. Niewielki pomost z żerdzi pozwalał jednak dojść aż do lustra wody. Niedaleko biegła szosa z Iławy oraz znajdowały się rozstaje dróg w kierunku Susza, Zalewa i Starego Dzierzgonia. Do Bądza mieliśmy pięć kilometrów kamienistej drogi (...).”


Zlot według Adama
Dom Pisarza widoczny z Jeziora Płaskiego (ok. 45 kB)
Dom Pisarza widoczny z Jeziora Płaskiego (ok. 47 kB)

Dom Po powrocie do Jerzwałdu (ok. 57 kB)         Po rozstaniu w Iławie i naszym powrocie do Jerzwałdu spotkaliśmy się z Michałem, zaraz też rozpaliliśmy grilla i siedzieliśmy przy nim do późna, podziwiając przenośną biblioteczkę Andrzeja. Rano Andrzej już nas opuścił, Michał postanowił podróżować dalej samotnie, a my dołączyliśmy do Jacka i zaatakowaliśmy posiadłość Godyckiego od strony wody ;-) Wydawało nam się nawet w pewnej chwili, że widzimy Michała stojącego przed furtką.
W stronę kanałku (ok. 61 kB) Wodny tor wiedzie przez las (ok. 60 kB) Kanał prowadzi obok posiadłości daleko w głąb lasu (ok. 77 kB)         Z Płaskiego przedostaliśmy się na kanałek, przy którym Nienacki miał kiedyś hangar z żaglówką, i który stanowi jednocześnie granicę działki. Początkowo Marek i ja płynęliśmy rowerem wodnym, na drugi wsiedli Lucyna z Krzyśkiem, natomiast Jacek z Asią mieli gumowy kajak (niemalże jak fałszywy ornitolog gumową łódeczkę, w "Nowych przygodach").
Kanał prowadzi obok posiadłości daleko w głąb lasu (ok. 85 kB) Kanał prowadzi obok posiadłości daleko w głąb lasu (ok. 91 kB)         Po dotarciu do pierwszego mostu okazało się jednak, że pod nim, na powierzchni wody drogę przegradza drewniana belka, uniemożliwiająca przepłynięcie na rowerach. Szczęśliwie była ona ruchoma i dała się zatopić po naciśnięciu z obu stron. Wspólnie z Jackiem stanęliśmy więc na niej, rowerki ruszyły, a z kajaczkiem nie było już problemu.
Z tyłu Jezioro Płaskie (ok. 46 kB) Tutaj obozował kiedyś Pan Samochodzik (ok. 73 kB)         Wpłynęliśmy więc aż za most i ruszyliśmy do końca kanału. Na dalszą drogę Asia dosiadła się do Marka na rowerek, ja zająłem miejsce w kajaczku. Wszystko było rejestrowane aż dwoma kamerami, łącznie z akcją "belka". Po dłuższej chwili rozdzieliliśmy się - my w kajaku popłynęliśmy dalej, a reszta zawróciła, w efekcie czego Marek musiał sam włazić na belkę i przeciągać górą rowery :)
        Po powrocie znów zapłonęło male ognisko, były kiełbaski i na koniec krótki kurs zwijania materaca w wykonaniu Jacka.


Zlot według Michała

        Decyzje o wyjeździe podjąłem dopiero w piątkowy wieczór, a z Warszawy wyruszyłem w sobotę pół godziny przed południem. Trasę ustaliłem korzystając z atlasu, ale niestety nadłożyłem chyba trochę kilometrów. Ostróda, potem Iława. Susz... i wreszcie trafiłem do Jerzwałdu. Przybyłem dopiero o 16.00 czasu miejscowego. To długo... Jeżdżę jak emeryt ;-)
Pamiątkowa tablica (ok. 69 kB)         Podjechałem pod dom Autora, zobaczyłem kilka osób, ale nie było mnóstwa samochodów, których się tam spodziewałem, co mogło wskazywać, iż wszyscy są gdzieś w terenie. Podszedłem jednak do bramy, aby ustalić, co porabiają uczestnicy zlotu. Na spotkanie ruszył w moim kierunku mężczyzna, jak się wkrótce okazało właśnie pan Godycki... Nie miałem szczęścia tego dnia. W kilku oszczędnych słowach poinformował mnie, iż podczas tegorocznego spotkania nie będzie możliwości zorganizowania spotkania. Zdesperowany zadzwoniłem do Piotra i dowiedziałem się, że wszyscy są właśnie w Iławie i niektórzy powoli zaczynają się rozjeżdżać do domów.
        No tak - to ja przejechałem trzysta kilometrów, waląc jak w dym na spotkanie, a tu...
        Na drugi rzut oka nie było już jednak tak źle. Piotr poinformował mnie, iż Andrzej powinien być już z powrotem i że ma zamiar pozostać do niedzieli, a także że będzie jeszcze parę innych osób, które robią objazd po okolicy. Podał mi również informację, że wszyscy oni na pewno pojawią się u państwa Dulów. Zadzwoniłem więc natychmiast do Andrzeja. Potwierdził wszystko, umówiłem się z nim na spotkanie około siedemnastej. Mając prawie godzinę czasu ruszyłem naprzód, minąłem dom Dulów i po paruset metrach, po lewej stronie ujrzałem typowy wiejski cmentarzyk. Zaparkowałem pomiędzy drzewami na świeżo ściętej trawie.
        Wszedłem i zacząłem poszukiwania, nie były one długie, z licznych zdjęć znałem wygląd miejsca spoczynku Autora. Westchnąłem nad mogiłą, w sąsiednim rzędzie krzątała się jakaś kobieta, więc fotografowanie pozostawiłem na później, nie chcąc przeszkadzać, ani zachowywać się jak intruz.

Obok bydynku zarządu Parku znajduje się ogródek dydaktyczny (ok. 73 kB)
W centrum Jerzwałdu stoi siedziba dyrekcji Parku Krajobrazowego (ok. 76 kB)

Pojazd straży pożarnej (ok. 72 kB) Pojazd straży pożarnej (ok. 91 kB)         Następnie ruszyłem w nieznane.
        Kolejne kilometry.. nie, raczej paręset metrów dalej, po lewej - budynek ochotniczej straży pożarnej, zakręt i  „city” Jerzwałdu.
Widok na Jezioro Płaskie (ok. 72 kB) Widok na Jezioro Płaskie (ok. 44 kB)         Sklepiki przypominały relikt minionej epoki, a mnie nie wiem dlaczego na myśl przyszła mi pani Pilarczykowa z "Wyspy Złoczyńców". Po zrobieniu drobnych zakupów ruszyłem groblą, a jak się niebawem okazało brzegiem leżącego na tyłach sklepików jeziora... i dotarłem do prywatnych pomostów i zabudowań ciągnących się po przeciwnej stronie drogi. Mając trochę czasu skonsumowałem na jednym z tych pomostów skromny posiłek.
Spotkanie u Dulów (ok. 56 kB) Spotkanie u Dulów (ok. 72 kB) Spotkanie u Dulów (ok. 68 kB) Młyn (ok. 49 kB)         Nadszedł czas, więc pstryknąłem szybko fotkę jeziora i wyruszyłem na spotkanie z Andrzejem. U państwa Dulów przywitała mnie gromadka „pozostałych przy życiu” zlotowiczów. Zażądałem oczywiście szczegółowej relacji. Dalsza część popołudnia upłynęła nam na rozmowach, a także na przygotowaniu do wieczornego grilla. Ja osobiście postanowiłem spędzić noc w samochodzie. Takie miałem od początku założenie, iż przygotowuję się na spartańskie warunki i będę usiłował wejść w klimat przygód pana Tomasza, niejedną przecież noc spędzającego w swym wehikule.

Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 73 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 50 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 46 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 54 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 49 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 57 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 74 kB)
Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 63 kB)

Przy grillu i rozmowach czas płynął szybko (ok. 60 kB)         Czas przy grillu płynął szybko.
        Nieoczekiwanie pojawili się kolejni zlotowicze, którym udało się w ekspresowym tempie naprawić samochód. Dalsza część wieczoru upłynęła na snuciu planów przyszłych spotkań, omawianiu poszczególnych książek Autora, zabawie w zgaduj-zgadulę: „a pamiętasz, z jakiej to książki...?”
        Poznaliśmy wstępną relację ze spotkania z panią Alicją Janeczek, którą rankiem w jej mieszkaniu w Iławie odwiedzili zlotowicze. Towarzystwo rozochociło się biesiadą i rozmowy popłynęły na wolne tematy, związane z filmami Barei i szeroko pojętą literaturą.
        Około 23.00 pożegnałem się i udałem na spoczynek. Z tego co wiem, reszta towarzystwa bawiła się wesoło do pierwszej w nocy.

        Rankiem, to znaczy około pół do dziesiątej powróciłem do rzeczywistości.
        Andrzej zgodnie z zapowiedziami wyjechał wcześnie do Szczecina. Pozostali postanowili dokonać jeszcze ostatnich wypadów po okolicy, ja z kolei miałem swoje plany, chciałem je zrealizować, pofotografować trochę, na własną rękę poznać Jerzwałd.
Grób Pisarza (ok. 81 kB) Grób Pisarza (ok. 79 kB) Pryzma kamienie obok grobu Pisarza (ok. 76 kB)         Rozpocząłem od cmentarza, gdzie wykonałem kilka zdjęć. Zastanawiałem się przy okazji nad kwaterą należącą podobno dla pani Ali. Jeżeli nie wykupiła tego miejsca to... Ale z drugiej strony może ludzie poważają jej wolę i dlatego nie rujnują usypiska z kamieni?
        Po chwili zadumy ruszyłem w kierunku domu Autora. W moich zamiarach było wykonanie zdjęć fasady budynku, a także przylegających terenów. Podszedłem pod furtkę wejściową i ujrzałem na podwórzu grupkę ludzi, jak się okazało rodzinę pana Godyckiego. Zapewne w tym czasie widzieli mnie płynący rowerami zlotowicze.
Owczarek Iwo (ok. 90 kB)         Zebrałem się na odwagę i zapytałem o możliwość wykonania zdjęć budynku. Wywiązała się rozmowa, podczas której ku mojemu rozradowaniu pan Godycki sam zaproponował mi obejrzenie wnętrza domu!
Na tym fotelu Nienacki spędził wiele godzin (ok. 51 kB)         Rozmawialiśmy o Autorze, Jego życiu, o wszystkim, o czym chciałem się dowiedzieć. Rozmowa szła gładko, bawiłem się z młodym psiakiem o imieniu Iwo. Potem zostałem oprowadzony po wnętrzu domu.
        Jego układ zmienił się od ostatniej bytności listowiczów.
'Wyspa Złoczyńców' - płaskorzeźba Ali Janeczek (ok. 63 kB) 'Templariusze' - płaskorzeźba Ali Janeczek (ok. 43 kB) 'Nowe przygody' - płaskorzeźba Ali Janeczek (ok. 30 kB)         Aby budynek nie popadł w ruinę, pan Godycki remontuje obecnie cały dom i tam gdzie była kiedyś izba poświęcona Nienackiemu wymienia akurat podłogę, robiąc wylewkę i ocieplając ją. W tym pokoju pozostał jedynie fotel, z którego korzystał Autor, pisząc na maszynie. Pan Godycki ściąga z okolicy stare meble i restauruje je, dopasowując do klimatu domu i stylu jego dawnego właściciela.
Płaskorzeźby Ali Janeczek wiszą obok schodów (ok. 35 kB) Szafa malowana przez Pisarza (ok. 55 kB) Skrzynia malowana przez Pisarza (ok. 66 kB)         Podczas rozmowy wprowadził mnie też na pierwsze piętro. Na ścianie obok prowadzących na górę schodów zawieszone są trzy prace pani Janeczek, a u szczytu jest pusta przestrzeń i stoi tam kufer Nienackiego, a na nim niedokończony obraz autorstwa Godyckiego. Po prawej od schodów jest pokój, który wyglądem przypomina pokój do pracy, jest w nim maszyna Nienackiego, a także Jego szafa. Farby na tej szafie wydawały mi się zresztą bardzo świeże i zastanawiam się czy pan Godycki nie odrestaurował niektórych sprzętów Autora.
Ludowe rzeźby (ok. 52 kB) Świadek powstawania wszystkich powieści (ok. 96 kB) Świadek powstawania wszystkich powieści (ok. 58 kB)         Następnie zeszliśmy do piwnicy stanowiącej w przeszłości kuchnie Nienackiego, tam urządzono obecnie pokoik z łóżkiem i półeczką z książkami Autora.
        We wszystkich tych miejscach robiłem zdjęcia.

        Poprowadzony zostałem następnie na zewnątrz domu, do przeciwległej szopy, obecnie jest ona zaadaptowana na kuchnie letnią. Znajdują się tam pokoje do wynajmu, prysznic, pełne wygody.
Widok na jezioro (ok. 72 kB) Rozległy wybieg dla koni (ok. 63 kB) Widok od strony podwórka (ok. 92 kB) Widok od strony podwórka (ok. 92 kB)         Idąc pomiędzy budynkiem, a wspomnianą szopą, dotarliśmy do kolejnej inwestycji pana Gockiego: do samodzielnego malutkiego domku, również przeznaczonego pod wynajem. Stoją tam piętrowe łóżka, wszystko ma bardzo schludny wygląd i jest całkowicie nowe.
        Wykonałem jeszcze zdjęcia mostku i kilka ujęć domu z zewnątrz.

Ul stoi przed domem pod wielkim świerkiem (ok. 80 kB)
Wejście do domu (ok. 84 kB)
Mostek przerzucony nad zarośniętym kanałem (ok. 77 kB)
Mostek przerzucony nad zarośniętym kanałem (ok. 85 kB)

Tu zwykł siadywać Nienacki (ok. 69 kB)         Rozmowa zeszła na tory zlotów i planów samego Godyckiego.
        Wspominał, iż chciał zabrać nas na „świńską łączkę” i pokazać dąb, znany ze "Skiroławek". Miał też zaplanowany przebieg spotkania przy ognisku, zgromadził wiele materiałów, przygotował się także na ewentualne pokazy filmowe. Same filmy otrzymał od Pani Heleny Nowickiej i był skłonny również na ich wyświetlanie, o ile dopisałaby pogoda.
        Tym bardziej szkoda, że właściwie z naszej winy spotkanie nie mogło się odbyć.
        Pan Godycki wspominał o odwiedzających go reporterach, o planach zorganizowania w szkole w Zalewie wieczornicy poświęconej Pisarzowi. Miałaby ona odbyć się we wrześniu i być może wzięłaby w niej udział Pani Nowicka.
        Rozstaliśmy się w dobrej atmosferze, mam nadzieje, że nam wszystkim uda się tam wrócić.

        Pożegnaliśmy się.
Pierwszy dom od strony Siemian (ok. 84 kB) Pierwszy dom od strony Siemian (ok. 83 kB)         Wykonałem jeszcze parę zdjęć od strony wjazdu do Jerzwałdu i udałem się z powrotem do Dulów.
        Zjadłem coś na szybko, porozmawiałem chwilkę z panią Dulową i udałem się w drogę powrotną do Warszawy.
        Przez Matyty do Zalewa, potem do „siódemki”... i po trzech i pół godzinie byłem już w domu.


        Można obejrzeć nakręcone przez Marka filmiki „na żywo” obrazujące zlotowe życie: (http://www.atlantyda.pl/zlot/filmy.html).


2004 © http://www.nienacki.art.pl

Masz uwagi? Napisz
Hosting: www.castlesofpoland.com
Autor: Piotrek Szymczak.
2004.09.01