Łukasz Necio: "Zauroczony słońcem, czyli kilka słów o »Uroczysku«"


        Co może współczesnego, młodego człowieka ciekawić w "Uroczysku", książce o wykopaliskach, pochodzącej z lat 50-tych? A nawet jeśli zaciekawi, to czy aż tak bardzo, żeby się w tej książce zakochać? Na dzień dzisiejszy mój sentymentalizm i poszukiwanie piękna jest zapewne tak samo śmieszne jak Tomasza skłonność do staroświecczyzny…
        Ilekroć sięgałem po książkę "Pan Samochodzik i święty relikwiarz", czyli po prostu przerobione "Uroczysko", tyle razy pojawiała się we mnie chęć napisania czegoś od siebie. Zawsze miał być to tekst subiektywny, traktujący raczej o artystycznych walorach książki i przede wszystkim o moim własnym odbiorze tej powieści, niż sztampowa recenzja. To uzewnętrznienie swojego zachwytu. Jest to również próba nawiązania dialogu z autorem, gdyż ten tekst jest jednym dużym pytaniem skierowanym do Zbigniewa Nienackiego. Próbą upewnienia się, że dobrze to dzieło zrozumiałem i choć wiem, że nie otrzymam już niestety na nie odpowiedzi, to cieszy fakt, że mam możliwość wyrażenia swojego spojrzenia na książkę, podzielenia się tym, co w niej najlepsze. Dawno już planowałem napisać ten tekst i nie wiem, czy wyszło to, co chciałem. Nie wiem, czy czegoś nie pominąłem. Ale w każdym bądź razie - jest to swego rodzaju spełnienie pewnego marzenia.

Zauroczony słońcem, czyli kilka słów o "Uroczysku"

        Kiedy zastanawiam się dlaczego fotografuję, to wiem tylko, że nie ma nic lepszego i bardziej zajmującego niż łapanie promieni słońca. Można powiedzieć, że to światło, którego ciepłymi cząstkami maluje obrazy mój aparat, tworzy widzialne piękno w tym najprostszym, szczerym ujęciu. Tak właśnie złotym, dobrym słońcem zachwyciło mnie "Uroczysko". Nienacki świadomie porusza najbardziej archaiczne, głęboko skryte uczucia słowiańskiej duszy. Nie jest to książka sucha, pozbawiona refleksji, niepiękna, przeciętna. O nie! Wyprawa Tomasza z Babim Latem gdy udają się na poszukiwanie stauroteki zdecydowanie uderza. Nic bardziej romantycznego. Ludzie nie wierzą, że można się popłakać tylko z tego powodu, że tak pięknie świeci słońce. A przecież jeszcze tyle złota, tyle złota...
        Nie dziwię się znajomym, że się dziwią gdy mówię, że chciałbym żyć w latach 50-tych. Uciekam w iluzję PRL-u. Nienacki jest mistrzem tej magicznej sztuki zwanej stwarzaniem nowych światów za pomocą świata prawdziwego. Przypomina w tym fotografa. Słońcem wyczarował uroczysko, wysepkę. Złoty kolor mają włosy Babiego Lata. Złota jest stauroteka. Wysepka jest pokryta miodownikiem. Miód jest złoty i o złocie jest mowa w ostatnim akapicie zakończenia. Plastyka tej książki powaliła mnie od pierwszego przeczytania, a piszę ten tekst jako osoba wybitnie światłoczuła, wyczulona na formę, kompozycję, kolory. "Uroczysko" to złota impresja malowana słońcem, przepojona młodością i skontrastowana chłodem kolegiaty, przemijaniem, nieboszczykami. "Uroczysko" to historia zatopiona w czasie jak komar w bursztynie. Gdyby zekranizować "Uroczysko" - jakże piękne musiałyby być zdjęcia.
        Tęsknię za PRL-em wiejskim. Nie, nigdy nie żyłem w tamtych czasach. Gdy stawiałem pierwsze kroki walił się socjalizm. Dobrze mnie nauczono również o zbrodniach komunizmu. Ale ja wiejski PRL rozumiem tylko jako pewną, specyficzną i znaną z książek Nienackiego obyczajowość, brak Internetu, skłonność do letniej włóczęgi pod płóciennym namiotem. Jako pewną iluzję, taką jaką stworzył Nienacki. Mój PRL jest pozbawiony Urzędu Bezpieczeństwa i prześladowań, Milicja Obywatelska zajmuje się głównie łapaniem bimbrowników, a sami milicjanci jeżdżą na rowerach i uśmiechają się z daleka. Mój PRL to przede wszystkim wieś, polne drogi, gościnna przyroda. Czasem odnajduję to u babci, gdzie ciszę przerywa jedynie szczekanie przydrożnych psów i nie ma nic prócz wielkiego lasu.
        Wiejski PRL pozbawiony jest powszechnego ogłupienia, plastikowego spłycenia, jakie mamy obecnie. Oprócz plastyki również język i ta właśnie obyczajowość "Uroczyska" są niezwykłe. Tam nie ma miejsca na kolokwializmy. Nie wyobrażam sobie współcześnie takiego obozu archeologicznego, jak ten opisany w książce. Picie alkoholu to tylko porzeczkowe wino z glinianych kubeczków u Justa i nie ma nic wspólnego z popularnym dzisiaj żłopaniem browara. Nawet podpity Tomasz cytujący Szekspira jest na wskroś przepełniony młodzieńczą melancholią, tęsknotą. Umiarkowanie zabawny, ale z dobrze wyważoną proporcją między tym co szlachetne i prawdziwe a tym co wulgarne i pijackie, sprawia, że to co wydawałoby się budzić niesmak wydaje się być ludzkie i piękne. Ta historia mogła się zdarzyć tylko w PRL-u. Przeniesienie jej w dzisiejsze czasy z obyczajowego i językowego punktu widzenia odebrałoby powieści wszelki romantyzm, całą jej magię. Ludzie dzisiaj nie są już tak autentyczni.
        Tak, ja się boję, że to wszystko stracę i dlatego tęsknię. Ja już to straciłem, bo nigdy tego nie miałem. Ile lat jeszcze minie, tak gdzieś pozostanie mała wysepka wśród bagien. Obok wysepki swój obóz rozłożyli studenci archeologii z profesorem Nemstą na czele. Oni tam są. W każdej chwili mogę przywołać ich do życia. Mogę wejść w tamten świat. Wystarczy po prostu otworzyć książkę. Ile jeszcze przeżyje globalny świat wstrząsów, ataków terrorystycznych i sztucznie wywołanych wojen, jaki postęp nie nastąpi i jak bardzo nie staniemy się bezmózgimi wychowankami telewizorów, wylansowanymi na siłę ludźmi sukcesu, nad którymi czuwają opiekunowie - medialni tutorzy władający naszą świadomością, tak zawsze będę miał to pragnienie powrotu na uroczysko. Powrotu do lat młodych, do miejsca, gdzie można być romantycznym ślamazarą, studiować historię sztuki bez narzekania na niepraktyczność tej profesji, gdzie można przeżyć autentyczną przygodę. Po prostu być sobą. Naprawdę, to nie przypadek - każdy wrażliwy człowiek ma duszę chłopca. Każdy wrażliwy człowiek tęskni za tym co dobre, prawdziwe, pozbawione pretensjonalności czy przymusu. Moi znajomi nie chcieliby żyć w PRL-u. Nie rozumieją, że tu chodzi tylko o pewną iluzję. O tęsknotę za tym, czego nie ma i być może nigdy nie było.
        Nienacki zachwyca. W latach 50-tych umieścił romantyzm. To się nawet nie gryzie, to się uzupełnia, uwspółcześnia. Droczy się ze sobą wprowadzając ciekawe kontrasty. Ta niesamowita słowiańszczyzna obecna jest na każdej stronie książki, wydaje się tak bliska, że mogłoby się wydawać, iż wystarczy z przemysłowego, betonowego miasta wyjechać na letnią wędrówkę, aby dotknąć tego co w swej ludowości jest autentyczne, pełne, oryginalne. Jest diabeł na bagnach i sztuka ludowa. Są chłopi, spróchniała wierzba, miłość i średniowiecze. Legenda o Borucie, któremu Nienacki nadaje imię Kuwasa, jest jednym z podstawowych filarów powieści.
        Jest pierwszoosobowy narrator - młody, zakochany romantyk, lekko złośliwy, na wskroś ludzki ze swoimi wadami, kompleksami, fascynacjami. Pełen subiektywizm. Decyzje podejmowane są często przez Tomasza pod wpływem emocji czy impulsu. To dowód wielkości autora tej książki, jako pisarza i jako człowieka. Jak bardzo ostrożny był przy każdym słowie, jakże potężny musiał mieć warsztat, aby uniknąć zdroworozsądkowych wyborów bohatera, niepotrzebnych, sztucznych racjonalizacji narzuconych z zewnątrz. Podobnie jak w "Skarbie Atanaryka" Tomasz mówi wierszem, gdy tylko ma na to ochotę.
        Wspaniale zbudowany jest w książce nastrój ciągłego dysonansu między przygodą, młodością bohaterów a otaczającym ich motywem wanitatywnym. Jakże egzystencjalny wymiar mają przemyślenia Tomasza. Mruczenie Tuwima. Vanitas vanitatum et omnia vanitas. Marność marnością wszystko. Tylko Tomasz przy okazji wykopalisk korzysta ze sposobności do refleksji.
        Vive diu vitamque tuam perpende viator - jakże bezradni jesteśmy wobec tych kliku łacińskich wyrazów. Zupełnie jak Tomasz siedzący samotnie w mrokach starej kolegiaty. Ja wiele razy byłem jak on. Miałem takie sytuacje w swoim życiu, gdy musiałem samemu zmierzyć się z historią. Czasem zdarzało mi się odcyfrować zatarty napis. Rozumiem go. Mój ojciec został historykiem dlatego, że całe dzieciństwo patrzył z okna na pruskie grodzisko i na napis, którego pochodzenia nie dane mu było poznać. "Uroczysko" uczy ulotności rzeczy. To właśnie ten kontrast między życiem i śmiercią sprawia, że "Uroczysko" w najgłębszym swym sensie staje się książką o przemijaniu, a przez to ponadczasową, głęboką.
        Romantyzm i młodość w końcu wygrywają, wobec czego traci sens zawołanie do rozważania swoich wyborów. Polemizuje więc Nienacki z kanonikiem z Opornej, nie tylko w "Uroczysku", ale również i w innych utworach. Jak mówi do nas autor ustami Tomasza - w życiu trzeba „cieszyć się z odrobiną rzewnego smutku i smucić z uśmiechem. Nigdy nie jest nam tak dobrze, aby nie mogło być lepiej”. Takie jest życie po prostu. Jeżeli je brać - to pełnymi garściami i do bólu. Poczuć szczęście tylko z powodu bycia. Taka ontologia szczęścia. I za to przesłanie co jakiś czas, wewnętrznie i od serca serdecznie Zbigniewowi Nienackiemu dziękuję.


2008 © http://www.nienacki.art.pl

Masz uwagi? Napisz
Hosting: www.castlesofpoland.com
Autor: Łukasz Necio.
2008.02.24