Poniższy zbiór ilustracji autorstwa Jerzego Nowosielskiego pochodzi z czasopisma "Odgłosy", w którym "Zabójstwo Herakliusza Pronobisa" było drukowane w roku 1958.
Noc była słotna i wietrzna (...) Podchodzę pośpiesznie do ściany refektarza, i oto widzę dwóch mnichów w białych cysterskich habitach i kapturach nasuniętych na czoło. Stali z latarką przed wejściem do zasypanych piwnic opactwa. Mnisi? Cystersi? W sto pięćdziesiąt lat po kasacie klasztoru?
|
|
(...) karczmarz w Winodaju koło sulejowskiego opactwa postawił przede mną szklankę wódki i pół pęta sparzonej we wrzątku kiełbasy. Wieczór był wczesny jak zwykle późną jesienią, mdły od wilgoci. W karczmie, oprócz mnie i Nataniela zaszytych w najciemniejszym kacie, siedziało jeszcze trzech gosci - kobieta i dwóch mężczyzn, którzy podobnie jak i my zajechali tu swym osobowym samochodem.
|
|
Sulejowskie opactwo cystersów (...) to wiekowa budowla.
Założona gdzieś około 1176 roku, w ciągu stuleci przybrała kształt nieregularnego wieloboku murów obronnych i przyrosłych doń domostw, najeżonego wieżycami i basztami.
|
|
Pod ścianą izby stało łóżko pokryte samodziałowa narzuta.
Rozbierając się, Nataniel rzucił na nie płaszcz i szal jedwabny, duży jak chusta. Dziewczyna natychmiast chwyciła go w palce, zarzuciła na głowę i poczęła się krygować przed lustrem.
|
|
Daleko na szosie mętniały czerwone światełka oddalającego się samochodu. (...) po trzech kilometrach gonitwy siedzieliśmy prawie na ogonie "Mercedesa" domniemanych zabójców Pronobisa.
|
|
W czerwieni blada jak papier twarz opata, chuda, pociągła, ascetyczna. Błędne, fanatyczne oczy Savanaroli. Kościste, drapieżnie zakrzywione palce. Bernard, tajemniczy opat sulejowskiego klasztoru.
|
|
Brudne, ciemne, zabite deskami pokoje dworu pełne jakichś starych, połamanych sprzętów podziałały na nas odstraszająco. Po szczerbatej drabinie dostaliśmy się na strych gdzie byłlo równie brudno jak i w pokojach (...) Wynaleźliśmy zaciszny kącik na rozwalonej skrzyni obok komina, postawiliśmy na podłodze butelki.
Otuleni paltami, od czasu do czasu wzmacniając się likierem, wyczekiwaliśmy nadejścia gości »zapowiedzianych« w tajemniczej kartce.
|
|
Sulejowskie opactwo cystersów (...) to wiekowa budowla.
Założona gdzieś około 1176 roku, w ciągu stuleci przybrała kształt nieregularnego wieloboku murów obronnych i przyrosłych doń domostw, najeżonego wieżycami i basztami.
|
|
Jakaś babina, szczelnie okutana w wielką chustę wełnianą, jedna z niefortunnych podróżnych poprosiła, żebym ją zabrał ze sobą.
|
|
Od stacji kolejowej w Bednarach przywieziono nas do Borowa małymi sankami zaprzężonymi w dwa cugowe konie. Brzęczały dzwonki, konie buchały parą, bo mróz trzymał krzepko, pod płozami skrzypiał śnieg. Daleki odblask zachodu okrywał nas jak purpurową delią.
|
|
Pomyślałem: w Borowie w niewytłumaczony sposób giną cenne dzieła sztuki. Czyżby to ten fakt właśnie zapowiadała tajemnicza karteczka z napisem : Potem Borów? Czy w borowskich kradzieżach znowu macza swe palce Czarna Milady?
|
|
Podczas kolacji pilnie obserwowaliśmy z Natanielem ręce wszystkich borowskich gości. Część z nich w ogóle nie nosiła zegarków, reszta zaś posiadała je, ale nie brakowało im szkiełka. Pozostałą możliwość, że ktoś, kto je zgubił, po prostu nie zabiera ze sobą zegarka. A może szkiełko pochodzi nie od ręcznego, lecz od kieszonkowego czasomierza? Jednym słowem: sprawa komplikuje się. (...) W obiedzie wziął udział oficer milicji, podobno przydzielony do nas już na stałe, to znaczy aż do chwili schwytania złodzieja. Na obiad z niezwykłą punktualnością zjawił się także malarz Borówko. Siadł obok oficera milicji i zupełnie nie zdradzał zaniepokojenia. Postanowiliśmy z Natanielem nie demaskować go od razu.
|
|
Oślepiony gniewem zderzyłem się w hallu na drugim piętrze z Panienką z Wydawnictwa. Wybiegłem nagle spoza załomu muru, wpadłem na nią tak mocno, że biedaczka aż straciła równowagę i o mało nie rozciągnęła się na podłodze. Na szczęście w porę uchwyciłęm rękami jej talię. - Och, panie Tomaszu! Jakże pan nieostrożny! - zawołała z wyrzutem.
I tkwiła w mych ramionach przegięta do tyłu tak, jak ją złapałem; jej spiczaste piersi dotykały mojej.
|
|
Słyszałem szelest, jakby ktoś zdejmował z siebie jakąś odzież. Może będą mnie dusić ręcznikiem? - pomyślałem jeszcze.
Potem zatrzeszczało łóżko, ciepłe nagie ciało wślizgnęło się pod kołdrę, kobiece ramiona objęły moją szyję.
|
|
(...) przy grającym radioodbiorniku piłem wódkę z Grzegorczykiem. Piliśmy ją bez zakąski, jak się to mówi »na chama«, z zamiarem upicia się do nieprzytomności, gdyż jak się nam wydawało, tylko ten stan mógł nas odgrodzić od niesamowitej atmosfery borowskiego pałacu.
|
|
Spędziliśmy razem całe popołudnie aż do wieczora. (...) Migotanie rzeki niosło jej śmiech, gdy opowiadałem nasze przygody w Borowie, o zmroku płakała wraz ze mną u grobu Herakliusza, tuliłem ją i okrywałem płaszczem, bo dotkliwie kasał chłód ciągnący od rzeki. Później odprowadziła mnie aż do promu. Na pożegnanie długo kiwała ręką, a ja odpływałem wolno, wolno... aby powrócić następnego dnia.
|
|
(...) podałem Milady niewielką skrzyneczkę obitą żelaznymi zardzewiałymi obręczami. Wieczko zostało uchylone. Milady wyjęła ze skrzyneczki najpierw plik nieco zbutwiałych kartek pergaminowych, potem dwa złote pierścienie z dużymi rubinami. W skrzyni znajdował się jeszcze ciężki łańcuch na szyję, malutkie puzderko z pierścieniem, w który oprawiono szmaragd. - To... wszystko? - powiedziała zawiedziona. Była bliska płaczu.
|
|