Krzysiek Szuba: Śladami Pana Samochodzika do Węsior


        Wracając z wakacji nad morzem zatrzymaliśmy się na nocleg w Lęborku. Choć równie dobrze mogliśmy, tak jak w książce, podróżować autobusem Gdańsk-Kartuzy-Bytów, to jednak właśnie stąd wyruszyliśmy na poszukiwanie skarbu Atanaryka.
        Pewnego sierpniowego ranka - a dokładnie było to czwartego sierpnia 1994 r. - odjechaliśmy o godzinie 9.15 jedynym autobusem PKS w kierunku Pojezierza Kaszubskiego - do Kościerzyny. Kasjerka nie wiedziała nawet gdzie się te Węsiory (w książce Gąsiory) znajdują, a po obejrzeniu mojej mapy stwierdziła, że autobus w ogóle tam nie dojedzie. Sprzedała nam więc bilety do odległej o cztery kilometry Huty Polańskiej.

        „Autobus (...) przeniósł nas nagle jakby do zupełnie innej krainy. Słyszeliśmy (...) dźwięczną, ładną mowę kaszubską. Kręcąc się z Andrzejem w tych okolicach wiedziałem już, że »tysek« to po kaszubsku pies, »wągle« - to węgle, »gorg« - garnek, »checz« - chata, »skorupczi« - to znaczy skorupy, »syczira« - to siekiera, »reczi« - to raki, a »kusk za zymno« - znaczy »trochę za zimno«.” [str. 20]

        I my też podsłuchaliśmy kilka rozmów po kaszubsku.

        „Od Kartuz szosa mknie zakrętami po stromiznach wzgórz, ujawniając całe piękno tej ziemi, która zyskała sobie nazwę Szwajcarii Kaszubskiej. Widać pagórki porośnięte lasem, wrzosami, kwitnące rdzawo dzikim szczawiem, w dole zaś odbijają niebo kręte, a długie jeziora, związane niekiedy wąskimi przesmykami. Ziemia jest tu uboga - piasek, żwir, kamień. Trafiają się duże połacie pól »odpoczywających« (...). Częściej niż duże wsie - tak charakterystyczne dla żyznych okolic - spotyka się tu małe sadyby złożone z dwóch, trzech zagród. Ludzie żyją w odosobnieniu, nieustannie zmagając się z nieżyczliwą przyrodą. Wydawali mi się jednak uczciwi i szlachetniejsi niż w innych okolicach Polski.” [str. 20]

        Tymczasem zorientowaliśmy się, że autobus jedzie trochę okrężna trasą i przejeżdża jednak przez Węsiory. Hura!!! Wobec tego wysiadamy oczywiście w centrum wsi, przy skrzyżowaniu szosy Gdańsk-Kartuzy-Bytów z lokalną drogą biegnącą na południe.
        Przy skrzyżowaniu zauważamy strzałkę z wyraźnym oznaczeniem zielonego szlaku i zwięzłym napisem "Kręgi kamienne 2 km". Idziemy oczywiście posłusznie za strzałką, przez wieś, ową droga na południe. Doszliśmy do ostatnich domów, a tu dalszych znaków ani śladu... Dawno nie odnawiany szlak zanikł.

        „- Koła z kamieni? Mogiły usypane z kamienia z głazem na szczycie? Są, są u nas. Pięć kilometrów od wsi. Nad jeziorem.” [str. 12]

        Zapytany o kierunek gospodarz pobliskiego domu wskazał nam boczną, polną drogę, biegnącą za wsią w prawo. Opada ona powoli, prowadząc na granicy pól i niewielkiego sosnowego lasku.

        „Weszliśmy w pustą, bezludną okolicę. Na jałowych kamienistych wzgórzach rósł wrzos i malutkie karłowate sosenki, piaszczysta droga prowadziła głębokim wąwozem pośród stromych zboczy. Na horyzoncie majaczyły lasy - skraj rozległej Puszczy Tucholskiej. Piękna, malownicza okolica (...).” [str. 12]

        Jest i znak po drodze, ale na najbliższym rozgałęzieniu znów nie wiadomo gdzie iść, a w dodatku nie ma kogo zapytać. Rozdzielamy się więc, ja idę w prawo, reszta w lewo. Już zawracam, bez żadnych osiągnięć, gdy dogania mnie jadący tą piaszczystą drogą samochód z turystami. Oni też pytają mnie o kręgi kamienne, ale widać są lepiej poinformowani, bo zdecydowanie twierdzą, że kierunek jest właściwy. Idziemy więc za nimi. Istotnie, po kilkudziesięciu metrach widać wyraźny znak, prowadzący nas ścieżką w lewo, do lasu na wzgórzu. Przez drzewa przeświecają już wody jeziora. Tymczasem drogą w dół jedzie następny samochód... Cóż to, spęd jakiś, czy co? Tym razem szlak jest widoczny i doprowadza nas przez las do dużego kurhanu, w pobliżu szczytu wzgórza, oznaczonego kamienną stelą.

        „Była to duża, dobrze zachowana mogiła o średnicy przeszło 15 metrów i wysoka na około półtora metra. Na szczycie jej leżał podłużny głaz - stela.
        Po zdjęciu wierzchniej warstwy ziemi ukazał się regularny stożkowy nasyp kamienny, dołem obwiedziony kręgiem z kamieni.”
[str. 25]

        Nieco niżej, na wykarczowanym terenie, odsłonięto krąg kamienny z trzema trylitami.

Fragment kręgu (ok. 65 kB) Głazy tworzą ogromny krąg (ok. 65 kB)         „- Nie ulega wątpliwości, że kręgi kamienne zbudowali Goci. W Skandynawii odnaleziono ich bardzo wiele, a są tam znacznie starsze niż nasze. (...) W Szwecji noszą one ludową nazwę »Thingstätte«, to jest - miejsce sądu, kręgi sędziowskie. W tych kręgach najprawdopodobniej odbywały się sądy plemienne, albo raczej rodowe, tak zwane »Thingi«. Zbierała się tu starszyzna, zasiadała w kręgu i radziła, zaś braci plemiennej nie wolno było przekroczyć miejsca zaznaczonego koliskiem z głazów. Ponieważ u Germanów panował kult przodków, dla uświetnienia miejsca rady i sądu, dla poparcia wyroku tej rady autorytetem przodków, w środku kręgu chowano owych sławnych protoplastów. I dlatego w niektórych kręgach odnajduje się groby.” [str. 56-57]

Grób przykryty setkami kamieni (ok. 65 kB)         Nieco niżej leżało kilka kurhanów i jeszcze jeden krąg kamienny porośnięty młodym lasem. Jeden z grobów był płaski, zasypany wielką ilością kamieni. Ze wzgórza z kurhanami schodzimy nad Jezioro Długie. I tu czeka nas rozczarowanie. Nie ma na tym jeziorze żadnej wysepki. A przecież odgrywała ona znaczną rolę w "Skarbie Atanaryka".

        „- Napisz w liście, co chcesz - powiedziałem. - Ja tak zawsze robię. Nawet dla gazety.
        - Lipę odwalasz?
        - To się nazywa »fikcja literacka«.
[str. 49]

        Jezioro, rozciągające się na linii wschód-zachód, jest dość wąskie, a brzegi ma porośnięte młodym lasem sosnowym, spoza którego wystają gdzieniegdzie dachy dacz gdańszczan.

Czy opis w książce zgadza się z rzeczywistością? (ok. 65 kB)         „Nad jeziorem znajdowało się spore wzgórze i niewielki, rzadki las schodzący po stromym stoku pagórka, aż do jeziora i do malutkiego zamulonego strumyka. To tu, na wzgórzu i nad brzegiem strumyka, drzemało od wieków stare cmentarzysko. Pośród pni drzew wyrastały z ziemi podłużne głazy, jedne jakby rozrzucone w chaosie, bez ładu i składu, inne - ułożone w wielkie symetryczne koła, otaczające trylity. (...) Rozbiliśmy namiot u ujścia rzeczki, nad brzegiem jeziora.” [str. 12]

        Jest to cmentarzysko, a raczej ruiny cmentarza, z okresu wpływów rzymskich, czyli z końca I - II wieku naszej ery, złożone z grobów płaskich oraz kurhanowych, oznaczonych kręgami lub stelami. Po przebadaniu grobów ciałopalnych i szkieletowych zrekonstruowano cztery kręgi kamienne (my znaleźliśmy trzy) i dwadzieścia kurhanów (widzieliśmy kilkanaście). Na cmentarzysku, oprócz pojedynczych turystów, spotykamy grupę osób z... Krakowa. Nasi ziomkowie! Podobno rozpoznali nas po wymowie. Rozsiadamy się na płaskim terenie, wchodzącym w jezioro, u stóp cmentarzyska. Jest on porośnięty starodrzewem, prawie nie podszytym. Znajduje się tu trzeci krąg kamienny, przecięty ścieżką, a obok ostatnie kurhany. Nie ma Martwego Domu, a rzeczka to w rzeczywistości toczący się leniwie strumyczek. Po zrobieniu zdjęć ruszamy wzdłuż brzegu jeziora, na wschód. Po zachodniej stronie jezioro zaraz się kończy, zamknięte niewysokimi wzgórzami. Idziemy wzdłuż młodego lasku - raczej nie było go tu w czasie, gdy rozgrywała się akcja "Skarbu Atanaryka". Był to przecież rok 1958 - a zatem minęło od tamtej pory prawie czterdzieści lat. Nawoływaliśmy się podobnie, jak bohaterowie powieści:

        „Ja szedłem górą, a oni doliną. Wędrowałem po wierzchołku długiego wzgórza, a oni u stóp tego wzgórza. Wołaliśmy do siebie: »Hop, hooop! Hop, hoooop... (...) Miała babcza figusa, figusa, figusa...«” [str. 125]

Przesmyk między jeziorami (ok. 51 kB)         Na końcu jezioro łączy się wąskim ujściem z następnym niewielkim zbiornikiem wodnym. Nad przesmykiem miała się znajdować zagroda Rzyndowej. Istotnie są tutaj stare zabudowania, tylko dom mieszkalny, powstały na miejscu poprzedniego, jest nowy. Stoi on na wzgórzu, a przed nim przechodzi polna droga, wioząca dalej wzdłuż brzegu małego jeziora. Nie ma żadnego traktu, który prowadziłby na drugi brzeg, ani tym bardziej mostu. W pobliżu połączenia jezior jest za to istotnie niewielkie trzęsawisko. Nikt tu nie słyszał ani o skarbie, ani o Atanaryku, który w rzeczywistości nigdy nie przebywał w tych okolicach.
        Wieś Niesiołowice, do której dotarliśmy, jest prawie opuszczona przez mieszkańców. Pełno tu za to domków weekendowych. Na skrzyżowaniu dróg nie ma kapliczki, stoi tylko krzyż. Od krzyża pojawił się ponownie zielony szlak, ten sam, którym doszliśmy na cmentarzysko. Przechodzi on wąskim przesmykiem między wspomnianym małym i następnym jeziorem, najprawdopodobniej Węgorzyno. Robimy tu postój na kąpiel. Następnie przez rzadki las dochodzimy do Jeziora Długie - na przeciwległy od cmentarzyska brzeg. Obchodzimy jezioro i przez cmentarzysko wracamy do Węsiorów. Około godziny piętnastej odjeżdżamy autobusem do Kartuz, skąd pociągiem wracamy do Lęborka. Stąd, nocny pociąg z Koszalina, w ciągu dwunastu godzin zawozi nas do domu - do Krakowa.

        Wszystkie cytaty z książki Z. Nienackiego "Pan Samochodzik i ... Skarb Atanaryka", Warmia, 1993 r.


2004 © http://www.nienacki.art.pl

Masz uwagi? Napisz
Hosting: www.castlesofpoland.com
Autor: Krzysiek Szuba.
2003.09.02